- Wiktorze Andrejewiczu, Wiktorze Andrejewiczu - zdyszanym głosem mówił Agriusadze. - Mam informację od naszych nad Wazuzą. Atak na pozycję się udał, 3 czołgi uszkodzone, kilku rannych, rozbite dwa Bizony i 5 dział ppanc.
- A co z 2 Gwardyjską? - Po namyśle odrzekł Unholiczenko.
- Nikogo nie znaleźli. Kucharszczak i Husarzenko zrobili zwiad, 2 km od rzeki, żywej duszy. Tylko trzech się przebiło, ale to przed atakiem.
- A jakie uszkodzenia, czołgi na straty?
- Nie. Muszą odholować do warsztatu. Dwa mają uszkodzone gąsienice, a trzeci rozbite kolo jezdne.
- No dobrze, dobrze. - Odpowiedział Unholiczenko
- A i jeszcze jedno Wiktorze Andrejewiczu, ich obrona jest najprawdopodobniej wokół Zubcowa, nie spodziewali się ataku przez Wazuzę, tylko ta bateria Bizonów i działa ppanc.
- Hmmm... - zamyślił się przez chwilę Unholiczenko. - No nic, powiem Yeremience, że zrobiliśmy rozpoznanie w boju i zasugeruję mu żeby nie robić frontalnego ataku na miasto. Tylko co to da?
Twarz Unholiczenki spoważniała. Wyciągnął z kieszeni spodni zapalniczkę, a z kieszonki w mundurze papierosy.
- Zapalicie?
- Z chęcią Wiktorze Andrejewiczu. - Odpowiedział radośnie Agriusadze, akcentując pierwszy wyraz.
- Palcie, palcie, amerykańskie, z filtrem. Wczoraj dostałem z kantyny. A jak tam morale chłopaków?
- Wyśmienite, tylko głodni są.
- Dajcie im podwójne porcje. Ci w kuchni niech wiedzą, że po zabitych mają dać tym co są na pierwszej lini frontu. A jak zaczną pyskować to nastraszcie ich. Wy już Agriusadze wiecie jak.- Powiedział ze zmęczoną miną i Agriusadze nie miał pewności, czy w jego wypowiedzi usłyszał rozbawienie, czy to tylko głośniejsze zdanie.
W tym momencie do Agriusadze i Unholiczenki podszedł Major Pepeszczenko.
- No co tam towarzysze, zimno co nie?
- Tak, zimno i pada. - Odburknął od niechcenia Unholiczenko, który nie przepadał za Pepeszczenką.
- Słyszałem, że trzy czołgi macie do naprawy, a nie było rozkazu ataku, same tak się popsuły? – Nie doczekawszy się odpowiedzi, kontynuował po krótkiej pauzie. - No i ten ostrzał Delickiego... To wasza sprawka?
- Tak, moja, a co?
Agriusadze cały czas mierzył wzrokiem Pepeszczenkę.
- Towarzyszu Majorze, przez rzekę przedarło się kilku naszych, rozbiliśmy dwie armaty na gąsienicach i 5 dział.
- Taa, ciągnął Pepeszczenko. Nie kilku a trzech. Za niesubordynację wiecie co was czeka? - Nie czekając na odpowiedź, kontynuował trochę przyciszonym głosem. - Atak bez rozkazu, zniszczone mienie wojskowe.
- Co wy mi tu Majorze pierdolicie? Wojna jest. - Krzyknął zdenerwowany Unholiczenko.
- Spokojnie, spokojnie, Majorze. - Rzekł Pepeszczenko pojednawczym tonem. - Ja tylko mówię jak jest, a co będzie napisane w raporcie to... - I tu zrobił pauzę. - Każda moneta ma dwie strony. Jedni zobaczą trzy czołgi do remontu i tonę amunicji, która poleciała w rzekę, a inni zobaczą dwa Bizony i pięć dział wroga zniszczonych. Jak Wy będziecie lojalni to i ja wam szkodzić nie będę. Po co sobie wrogów robić? Do Rudnik pod Workutą Wam niespieszno. Prawda?
- O co Wam chodzi Majorze? - Spokojniejszym, lecz zdecydowanym głosem zapytał Unholiczenko.
- Porozmawiajmy na osobności, zaproponował Pepeszczenko.
Agriusadze dalej stał w miejscu, a dwaj majorzy odeszli w kierunku pola. Nie patrzył się dalej na Unholiczenkę tylko poszedł czym prędzej do warsztatu naprawczego.
- No więc o co wam chodzi Majorze NKWD?
- Mnie, o nic, po prostu, wy mi nie przeszkadzajcie to i ja Wam pomogę.
- A co ja robię oprócz tego, że chcę Niemców pobić i strat nie mieć?
- Ja rozumiem, Ojczyzna to doceni, ale po co pisać raporty na oddziały tyłowe i zaopatrzenie? Jeść wam nie dają czy co?
- Ale chłopcy głodni, dwa dni nie jedli.
- Oj nie przesadzajcie Wiktorze Andrejewiczu, człowiek tak szybko nie padnie, zresztą, u nas ludzi mnogo.
- Róbcie sobie co chcecie, ja do Was nic nie mam i mieć nie chcę, ale moi ludzie mają jeść do syta. A co z resztą to mnie nie interesuje.
- No i nie można tak było od razu? Przyjść. Porozmawiać jak człowiek z człowiekiem? To co zgoda?
- Ja się z wami godzić nie muszę bo i nie ma o co, moi chłopcy muszą jeść i tyle.
- Dobrze, tak będzie. Pierwszy raz widzę oficera co żołądkami się interesuje, ale niech będzie, wasza wola. Aha i napiszcie nowy raport do dowództwa, że się pomyliliście i jedzenia u nas w bród. Matematyka u was kiepska i takie tam.
- Do zobaczenia Wiktorze Andrejewiczu.
Unholiczenko odetchnął z ulgą. Kończył palić papierosa. Dalej widział, mimo padającego śniegu, karłowatą postać Pepeszczenki oddalającą się w kierunku namiotu. To sukinsyn, ale dobrze. Mam go w garści. Teraz już bruździć swołocz nie będzie, a i z Yerremienką dam radę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz