Minął ósmy dzień bez czołgów, bez walki. Tylko odpoczynek i odprężenie.
Dostaliśmy nowych rekrutów, jako uzupełnienie załóg dla Husarzenki, Małpickiego i pozostałych. Mimo, że byli to tak samo młodzi jak my, doświadczenie z bitwy stawiało nas w pozycji weteranów.
- Co ty tam wiesz? Gówno widziałeś! Widziałeś ty trupa? - Takie teksty do nowych były na porządku dziennym. Nowi, wystraszeni w nieznanej dotychczas rzeczywistości, jeszcze się nie odnajdowali, no może za wyjątkiem jednego cwaniaczka z Moskwy, załoganta Husarzenki – „Kasiarza”. Naprawdę nazywał się Mikołaj Piotrowicz, ale i tak wszyscy mówili do niego Kasiarz. Podobno potrafił otworzyć każdy zamek i kłódkę. Kasiarz, jak sam mówił, nie jedno widział i niczego się nie bał.
W południe apel. Agriusadze palnął gadkę, że nie będzie czekać na Pepeszczenkę tylko osobiście zastrzeli drania, który się postrzeli, byleby tylko iść na tyły.
- Widziałem w życiu wiele ran. Na froncie jestem od 1938 roku, gdy walczyłem pod rozkazami Unholiczenki nad jeziorem Chasan. Mieliśmy wtedy BT-5 i BT-7 a mimo to walczyliśmy. Jak mi któryś ucieknie do fryców to cała załoga pójdzie do karnego batalionu! Gołymi rękami będziecie miny kopać. Zginąć można tylko na froncie, z bronią w ręku. To nie jest walka z faszystami bo szwargoczą po niemiecku, to jest walka o nasz kraj, o naszą przyszłość. Kilkadziesiąt gardeł krzyknęło.
- Tak jest towarzyszu lejtnancie! - Za przykładem Agriusadze wszyscy zaczęli śpiewać „Wstawaj strana ogromnaja, wstawaj na smiertny boj...”
Znowu zapanował podniosły nastrój i chęć odwetu, bo Rżew nadal pozostawał w szkopskich rękach. Okazało się, że 2 Gwardyjski Korpus Kawalerii został odcięty i trzeba było pomóc okrążonym chłopakom.
Po południu Unholiczenko i Yeremienko pojechali do sztabu 41 Armii, pod dowództwem nowego generała Managarowa, omówić szczegóły operacji odbicia „kawalerzystów”. W tym czasie znowu mieliśmy dwie godziny wykładów ideologicznych. Stary politruk gadał i gadał, a nam się tylko spać chciało. Czy nikt nie widzi w dowództwie, że to strata czasu? Czy nie lepiej by było przeznaczyć ten czas na omówienie taktyki i koordynacji naszych działań i lotnictwa?
Po zajęciach rozeszliśmy się do baraków. Co można robić w tym czasie, nic. Jeden buty pastował, drugi w nosie dłubał, Huszarzenko ze swoją załogą omawiał bitwę, wspominając ciągle o podejściu do czołgów i ustawianiu się do nich w trakcie prowadzenia lekko pod kątem. Spryciarz, mówi że choć nigdy fizyki nie studiował to wie jedno, że pancerz z przodu jest mniejszy niż pod kątem. Cwaniaczek Kasiarz nie wierzy co słyszy.
- Ale jak to? Przecież on ciągle taki sam?!
- Oj dzieciaku, ty mi mówisz, że dupa zawsze z tyłu i to prawda. - Z ojcowską troską rzekł Husarzenko. - Ale widzisz: to jest stół, blat ma 2 centymetry. Ma czy nie ma?
- No ma.
- A widzisz! Prostopadle jak się patrzy to dwa, a teraz podniosę go lekko z jednej strony i patrz się na niego dalej z góry, to ile ma teraz?
- Yyy, no trochę więcej.
- A widzisz! I o to chodzi, staniemy pod kątem do wroga to nasz pancerz z przodu lekko większy, a taki sam. - Kasiarz musiał chyba nieźle wytężać swój umysł, bo do końca pogadanki siedział cicho.
Tymczasem Triperenko z Loboszczukiem mieli żal do Zielnego, że przed bitwą był bajzel w czołgu. Zielny się bronił, że wiadro ze smarem musi być pod ręką, a Triperenko argumentował, że jak następnym razem dostaniem to się wszystko zapali. Wtrąciłem swoje trzy grosze, że porządek musi być, a smar można trzymać w zamkniętej puszcze. Tylko Zielny pod nosem smęcił.
- A skąd ja puszkę wezmę?
Małpicki z Kucharszczakiem grali w karty i snuli plany na „po wojnie” i gadali o babach.
- Widzisz, Kucharszcak, z babami jest tak, że lubią silnych facetów. Niby masz być dobry, nie pić, ale lubią jak się je trzyma krótko. Nam dupy w głowie i one o tym wiedzą. A im zależy na tym, co do domu przyniesiesz. Nie przyniesiesz to nie podupczysz. Tak to jest.
- No ale one mówią często nie! Żachnął się Kucharszczak.
- Oj tam! To że mówi nie nie zawsze to znaczy. One czasami mówią nie, bo chcą byś je przekonał na tak. My chłopy jesteśmy inni i one są inne. I to jest piękne. Wyobrażasz sobie że wszyscy tacy sami? To by nuda była. Z babą jak z frontem, ciągła walka.
- No ale, - argumentował Kucharszczak - przecież one lubią jak się pytasz, prosisz...
- Powiem ci tak: trzeba krótko, a nie tam trele morele. Wyobrażasz sobie, że jesteś z babą w łóżku i się pytasz, a mogę ci ściągnąć majteczki? Ona: no możesz; a mogę cię tu pocałować? No możesz. Trzeba działać, a nie pytać! - Przysłuchiwałem się tej dyskusji gdy nagle wbiegł do środka Adamczuk. Otworzył drzwi z takim impetem, że do środka nagle niwiało śniegu. Powiało zimnem, ale informacja była przednia.
- Czołgi są! - Wszyscy, jak jeden mąż, poderwali się na nogi.
- Skąd wiesz?
- Unholiczenko przyjechał. Zbiórka za pięć minut.
- No, to jest to! - Rzekł Małpicki.
Po pięciu minutach zbiórka na placu. Unholiczenko z Agriusadze stali już gotowi do wygłoszenia mowy.
- Chłopcy! Nowe czołgi już są na rampie, każdy dowódca i mechanik pojedzie na stację. Macie dwie godziny na to, by przyprowadzić czołgi. Uzupełnicie paliwo, amunicję i o 2:30 wyruszymy na front. 2 Gwardyjski Korpus Kawalerii oczekuje od nas pomocy. Musimy się przebić! Nie ma innej opcji. Są pytania? - Cisza.
Wieczorem 6 grudnia w końcu dostaliśmy nasze prezenty. Znowu jechaliśmy w bój.