Cisza. Nic się nie działo! Gdzieś po drugiej stronie rzeki słychać było pojedyncze strzały. Było mroźno jak cholera, policzki szczypały, gdy tysiące lodowych igiełek wbijało się w twarz. Rama przeleciała nad nami i nic. Zero ostrzału z Bizonów, zero czołgów. Po prostu nic. Byliśmy gotowi, ale mieliśmy czekać. Broń boże nie atakować Zubcowa. Tylko czekać.
Unholiczenko chyba był świadkiem niejednego szaleńczego ataku na miasto i stąd pewnie ten rozkaz. Miał chłop rację. Jak się zamaskujesz w krzakach, w lesie, przykryjesz siatką to jesteś niewidzialny - do czasu. Do czasu gdy wystrzelisz i trafisz wroga. Wtedy zaczyna się piekło. Najlepiej jak jesteś zamaskowany i atakujesz kolumnę na wąskiej drodze, a z obu jej stron jest skarpa. Wtedy sytuacja jest prosta. Walisz w pierwszego. Kolumna wroga staje. Przez chwilę nie wiedzą co się dzieje. Później walisz w ostatniego w kolumnie i są w pułapce. W gazetce wojennej zamieszczono artykuł w rocznicę bitwy pod Krasnogwardiejskiem.
W sierpniu 41’ porucznik Zinowiej Kołobanow rozwalił 22 działa i czołgi! Sam! Gieroj jakich mało. Żeby tak człowiek miał takie szczęście. Myśli krążyły mi po głowie, jak szalone. Jeszcze przed chwilą czułem strach i niepokój. Zwiadowczy samolot ma niesamowitą moc sprawczą. A wtedy myślałem o Kołobanowie, o załodze i o Unholiczence. A co tam Kołobanow, Mordohajew ostatnio uratował nam dupę, Husarzenko i Małpicki zrobili zwiad. A my? Jak Bóg da to i nam się poszczęści. Do końca wojny jeszcze wiele może się zdarzyć. Nagle, zamiast wystrzałów, usłyszeilśmy głos dobiegający z drugiego brzegu. Pewnie był to jakiś Niemiec.
- Żołnierze Armii Czerwonej! Czas skończyć z tyranią! Nie musicie ginąć! Przejdźcie do nas. Na każdego czeka ciepła zupa i wygodne posłanie. Nie musicie ginąć w bezsensownych atakach, które i tak się nie powiodą. Przejdźcie do nas, pod skrzydła niezwyciężonej Armii Niemieckiej!
Po chwili trzaski, pisk i znowu ktoś się odezwał.
- Bracia żołnierze! Idźcie z nami! Nie jestem w niewoli. Dobrze mnie traktują. Dali jeść. Jest tu dobrze. Nie ma się co bać. Precz z tyranią. Zakończcie tę wojnę! - Znowu cisza.
Loboszczuk spojrzał na Triperenkę.
- Dają zupę?
- Głupiś ty! Tak tylko gadają.
- A co ma mówić? Pewnie go na muszce trzymają. - Dodał Zielny.
- Eee, no fakt ale wiecie, zupa!
- Oj Loboszczu, Loboszczuk! - Wtrącił się Triperenko, urywając rozmowę. Adamowicz nic nie mówił, tylko przełykał ślinę. Sam byłem głodny, ale przypomniały mi się słowa Agruisadze na temat dezercji. Przerwałem piszę i myśli kłębiące się w głowach żołnierzy.
- Jak mi któryś będzie chciał do fryców to mu osobiście nogi z dupy powyrywam! A jak go znajdę to przyczepię do wozu i będę ciągnął za czołgiem! Kurwa wasza mać! - Loboszczuk już tylko jednym zdaniem się odezwał.
- Tak jest!
- Zupę dostaniemy z naszej kuchni. - Ktoś dodał.
- Ja nie jestem z waszej ziemi, ale Niemcy to najeźdźcy. Najechali mój kraj, teraz wasz. Mamy wspólnego wroga i nie ma dyskusji. A ty Loboszczuk, jak jesteś głodny to sobie zapal, oszukasz żołądek.
- Tak jest!
- Dają zupę?
- Głupiś ty! Tak tylko gadają.
- A co ma mówić? Pewnie go na muszce trzymają. - Dodał Zielny.
- Eee, no fakt ale wiecie, zupa!
- Oj Loboszczu, Loboszczuk! - Wtrącił się Triperenko, urywając rozmowę. Adamowicz nic nie mówił, tylko przełykał ślinę. Sam byłem głodny, ale przypomniały mi się słowa Agruisadze na temat dezercji. Przerwałem piszę i myśli kłębiące się w głowach żołnierzy.
- Jak mi któryś będzie chciał do fryców to mu osobiście nogi z dupy powyrywam! A jak go znajdę to przyczepię do wozu i będę ciągnął za czołgiem! Kurwa wasza mać! - Loboszczuk już tylko jednym zdaniem się odezwał.
- Tak jest!
- Zupę dostaniemy z naszej kuchni. - Ktoś dodał.
- Ja nie jestem z waszej ziemi, ale Niemcy to najeźdźcy. Najechali mój kraj, teraz wasz. Mamy wspólnego wroga i nie ma dyskusji. A ty Loboszczuk, jak jesteś głodny to sobie zapal, oszukasz żołądek.
- Tak jest!
Nie dość, że mnie dowódcą zrobili to jeszcze bawiłem się w lekarza głodnych dusz. Ech.
Loboszczuk wyraźnie zmieszany już się nie odzywał. W zadumie palił machorkę, raz po raz wypuszczając nosem kłęby gryzącego dymu. Tylko Triperenko jakoś tak się zadumał i zapytał.
- A tam, u was towarzyszu dowódco, to jak jest?
- Gdzie?
- No, w tej waszej Dyni!
- A, w Gdyni, hehehe. No pięknie jest. - Pozwoliłem sobie na powrót myślami do znajomych dźwięków i zapachów. - To jest młode miasto, nad zatoką. Port, szerokie, oświetlone ulice, ogromne magazyny. W porcie zapach ryb, soli, węgla. Czasami jakaś łódka z żaglem pojawia się na horyzoncie i wpływa do basenu portowego. Z takiej góry, kamiennej, widać całą panoramę miasta i portu. Budynki niewysokie, kilku piętrowe. - Nagle wróciłem do mojego miasta. Byłem z dala o zimy w obcym lesie, poczułem zapach słonego, wilgotnego powietrza, usłyszałem skrzek mew i szum fal.
- A macie tam kołchoz jak u nas?
- Nie. - Zaśmiałem się. - Nie nie, u nas kołchozów nie ma.
- To skąd macie jedzenie?
- No ze sklepów.
- A kartki są? - Ciągnął dalej zaciekawiony Triperenko.
- Nie, nie ma. W moim kraju jest inaczej...
Nie wiem ile minęło czasu, może z 10 minut i usłyszeliśmy znowu to samo.
- Żołnierze Armii Czerwonej, czas skończyć z tyranią...
- Żołnierze Armii Czerwonej, czas skończyć z tyranią...
Gdy Fryc kończył czytać swoją kwestię, po drugiej stronie rzeki pojawiło się sześć mały punktów. Brodząc w śniegu byli już prawie nad brzegiem. Za nimi wybuchały pociski z moździerzy. Jeden padał. Po chwili drugi. Pozostali byli już na krze. Wybuchły kolejne pociski. Trzeci zaczął tonąć. Pozostali padli, by za chwilę powstać. Znowu byli w biegu. Już osiągnęli drugi brzeg. Wazuza w tym miejscu nie była zbyt szeroka. Triperenko i Loboszczuk byli już gotowi.
Patrzyłem na wszystko przez peryskop. Gdy tylko pojawili się fryce zaczęliśmy ostrzał. Kiedy nasi podeszli pod las, po drugiej stronie rzeki dostrzegliśmy z dwudziestu Niemców.
- Ognia! - Czołg szarpnął. Pocisk wbił się w ziemię, unosząc śnieg i piasek. Kilku padło. Pozostałe czołgi też strzeliły. Do wtóru odezwały się karabiny maszynowe, kosząc Szwabów seriami. Łowczy stali się zwierzyną.
Dobra nasza, trzech za dwudziestu. Niezły bilans, ale ujawniliśmy swoje pozycje, a to nie wróżyło nic dobrego.
Autor: Ajs1981