Pierwszy dzień ofensywy zakończył się zdobyciem 500 metrów, zajęciem pierwszej linii umocnień wroga i szerokim dostępem do rzeki. Przeraźliwe zimno chłostało nas po twarzach, a wydech powodował pojawienie się tysiąca małych igiełek lodu wokół nosa i ust. Ciemność dookoła i ta cisza, od czasu do czasu przerywana szeptem przechodzących obok żołnierzy. Byliśmy głodni i przemarznięci. Gdyby tak mieć choć jedną cebulę, albo kawałek chleba. O ciepłej kolacji nawet nie wspomnę, bo całe tyły rozmieszczone były wokoło nas. Pusty brzuch mruczał, a ja stawałem się senny. Zrobiło się jakoś sentymentalnie, mimo, że oczekiwaliśmy kontrataku wroga, każdy był w swoim świecie. Loboszczuk wspominał domowe bliny okraszone masłem, podawane na święta. Triperenko zjadłby babę i popił ją czajem. Jakoś zrobiło mi się smutno, nie miałem wieści od matki, zimowa aura przypomniała mi ostatnie święta w domu, dźwięk syreny okrętowej z oddali niosącej się po wodzie na dziesiątki kilometrów. Ojciec przygotowujący choinkę... Był jeszcze miesiąc do świąt, a tu takie myśli krążące po głowie. Inny świat, inna rzeczywistość. Ech..
Z zamyślenie wyrwał mnie głos Husarzenko mówiącego do Mordohajewa.
- A co ty tak kulejesz? Z konia spadłeś za dzieciaka co?
- Gdzie tam z konia, ja z Homla jestem, w mieście koni mało, chyba że dorożka. Ja z pociągu wyleciałem.
- Ha ha ha! Łamaga z ciebie. - Zaśmiał się Husarzenko.
- Co, łamaga? Mnie na zbity pysk wywaliło dwóch kadetów osiłków! Gdy jechałem z Taszkientu do Charkowa rok temu. - Mordohajew kontynuował po krótkiej pauzie. - Widzieli jak siedzę i się pytali czy ja Żyd. Na to ja, że tak, no i zaczęli się śmiać i lżyć. Ja im, że u nas nie ma antysemityzmu, że u nas każdy równy. To mi pysk obili i wyrzucili przez okno. Całe szczęście, że wywalili na skarpę, a nie tory. W szpitalu leżałem dwa miesiące w gipsie ot co. Łamaga, też mi coś! - Ponownie się obruszył. - Na ich dwóch też byś nie dał rady. Ręka się zeszła, ale biodro dalej boli.
- No dobrze, dobrze! Jesteś swój Żyd. - Zaczął Husarzenko, żeby załagodzić sytuację. I ciągnął dalej. - U nas w Żytomierzu Żydów dużo, i dobrych, i złych. Ja nic do was nie mam. Jak człowiek dobry, to ja nic do niego nie mam. Ot co!
- Dobra, dobra! - Wtrącił się Zielny. - Jacy dobrzy? Jezusa zabili!
- A co ja wam go zabiłem? Sam był Żyd. Żydów nie lubisz, a do Żyda się modlisz?
Zielny tak jak zaczął tak skończył. Naburmuszony poszedł się odlać. Mordohajew dumny z ciętej riposty rzucił na odczepnego.
- Ty Zielny! Uważaj co by ci ptak nie odpadł z zimna. - Kilku zareagowało krótkim śmiechem, który jednak nie był zaraźliwy.
W lesie było już zamaskowanych osiem armat ZiS3, kaliber 76,2mm. Piękne cacka. Jakby ruszyły ich czołgi zza skarpy w dół do rzeki, to z lasu przywitałby ich niespodziewany ogień. Morderczy ogień. Moździerze ustawione, skrzynki z granatami na stanowisku. Zapas amunicji był. Gotowi do walki, która musiała nastąpić. Gdzieś za horyzontem słychać warkot silników, Fryce się szykowali. Wschód słońca miał nastąpić o 8:26, więc do świtania, czyli do 7-7:30 powinien być spokój. Fryce się w nocy nie biją. Spali sobie pewnie wygodnie, później zjedzą śniadanie i dopiero wtedy będą gotowi. Tacy to sobie pożyją.
Małpicki rozweselał chłopaków swoimi opowieściami z Leningradu. Chłopy spragnione bab, z wypiekami na policzkach słuchali jak to można się zabawić. Młode chłopaki jak ja, niby zajęci swoimi sprawami, ale posłuchać można.
- No więc, mówię wam, idę z nią do pokoju, elegancko, a ta się do mnie dobiera. Ściąga mi spodnie i zaczyna. Talent miała, nie ma co.
Adamowicz nic nie rozumiał i dopytywał o szczegóły.
- Ale co ona zrobiła?
Małpicki z uśmiechem i przy rubasznym wtórze odpowiadał.
- Jak to co? Dobrze!
Młody dalej dopytywał, nie zważając na ironiczny ton odpowiedzi.
- A jakie włosy miała? No opowiadaj!
- Najlepsze: rude. Słuchaj no Adamowicz, z rudymi jest tak jak z domem: gdy dach rdzewieje to i piwnica wilgotna. - Zarechotał na odchodnym Małpicki idąc w tym samym kierunku co Zielny.
Wesoła gromadka, nie ma co, swoje chłopy ci pancerniacy. Czas płynął nieubłaganie. Dochodziła siódma rano. Czekaliśmy.
Autor: Ajs1981
Autor: Ajs1981
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz