poniedziałek, 15 października 2012

WoT z historią w tle, cz.2

Część pierwsza - wprowadzenie, była opublikowana na blogu yrrpancerny.blogspot.com, w poście zatytułowanym "Jak to Ajsa w kamasze brali".

Zimny, mokry październik minął bezpowrotnie. Dzień w dzień ćwiczenia ze strzelania, taktyki i zajęć agitacyjnych. Tych ostatnich mogłoby być mniej. Za uchybienia w regulaminie - od razu degradacja i kompania karna, trzeba mieć się na baczności. Maskowanie to podstawa i ten cholerny zakaz palenia ognisk w nocy. Zimno jak cholera, członki drętwieją od zimna i bezruchu. Dookoła błoto. Morze błota. Wszystko w błocie ale buty muszą być na błysk. Ja się pytam po co? Leżałem w błocie całe dnie a czasami i noce. Po tygodniu błoto było wszędzie, nie tylko pod wyczyszczonym mundurem, ale w plecaku, w lśniących butach, w menażkach, w kieszeniach, pod paznokciami, między zębami i w uszach. Na szczęści po dwóch dniach przestało śmierdzieć, głównie dlatego, że nos też był zapchany błotem.

Nadal nie widziałem frontu, tylko czasami ciężarówki medyczne mijały nasz obóz i gdzieś za horyzontem słychać było głuche pomruki artylerii. W nocy, gdy nie mogłem zasnąć, wsłuchiwałem się w nie uważnie i czasem wydawało mi się, że byłem w stanie odróżnić odgłosy wydawane przez różne działa. Może to tylko złudzenie i zniekształcenia głosu spowodowane odległością, a może faktycznie byłem w stanie je rozróżniać. 

W drugim tygodniu dostaliśmy czołg. Cała załoga, pięciu chłopa, spała w czołgu, bo przynajmniej nie wiało i nie lało na głowę. Przez to pewnie jeszcze bardziej śmierdziało od nas, ale na nasze szczęści błoto z nosa nie ustępowało. Najgorzej mieli ci na warcie, ech...

Dwa dni po przybyciu do jednostki poznałem pozostałych dwóch z załogi. Adamowicz z Kercza, radiotelegrafista i Zielny z Moskwy zwany lisem. Ksywka nie przez przypadek: zawsze się zakradał do kuchni i kombinował lepsze żarcie, a to cebulę, a to słoninę, no i wódkę. Sprytny typ. Było nas pięciu i już po paru dniach, była z nas zgrana paczka. Husarzenko, najlepszy w plutonie dał mi kiedyś radę, że Agriusadze lubi widzieć, jak dowódca czołgu wydaje rozkazy, więc darłem mordę na załogę, czy miałem powód czy nie. Chłopakom to nie bardzo przeszkadzało, może nawet tak było lepiej - przez to błoto w uszach. Po co mam podpaść? Może i Gruzin jest oschły, ale na ćwiczeniach z taktyki powiedział do nas, że jesteśmy łajzy, ale coś z nas będzie. Dobra i taka pochwała. Chyba pochwała.

20 listopada o ósmej wieczorem zrobił się zamęt. Śnieg padał od kilku godzin i aura była dość spokojna. Czuć było zdenerwowanie i zamęt przed sztabem dywizji. Nagle padły rozkazy:
- Do wozu! jedziemy na front!
Mieliśmy do pokonania 140 kilometrów do miejscowości Szakowskyj. Szybki ogląd mapy, cała załoga już w czołgu. Triperenko świecił latarką:
- Cel chyba Rżew?!

Jechaliśmy całą noc. Przed świtem postój i maskowanie. Następnego dnia byliśmy na miejscu. Od czasu do czasu słychać było niedalekie wybuchy. Faszyści tylko odpowiadali na nasz ogień. Podobno miało to na celu wykrycie pozycji nieprzyjacielskiej artylerii.Teraz już wiem, jak to się odbywa, wtedy myślałem, że nasłuchują, jak ja w czasie bezsennej nocy i po odgłosach próbują zlokalizować. 

W nocy z 21 na 22 listopada nad naszymi głowami przetoczył się warkot samolotu po czym nastała cisza. W tym czasie szedłem do wozu, minąłem Unholiczenkę, stał zamyślony i palił machorkę. Mruczył do siebie:
- Po2. - Nawet nie zwrócił na mnie uwagi, gdy mu salutowałem. O północy zbiórka plutonu, wszyscy dowódcy mieli się zameldować w sztabie dywizji. Jechaliśmy ciężarówką dwa kilometry, po czym generał Yeremienko przemówił podniosłym, choć nieco ochrypłym głosem:

- Towarzysze! Nastała chwila, gdy możemy ukrócić łeb faszystowskiej hordzie. Towarzysz Stali i Stawka zdecydowali, że nasza dzielna 41 Armia ma odbić Rżew i okrążyć XXXXI korpus pancerny, stanowiący część faszystowskiej 9 Armii.

Przeczucie nas nie zawiodło. Rżew. Yeremienko ciągnął dalej:

- Będziecie się bić o honor żołnierza Armii Czerwonej. Pamiętajcie! Musicie zdobyć miasto za wszelką cenę, innej opcji nie ma! O szóstej nad ranem zaczniemy godzinny ostrzał artyleryjski, później ruszy piechota i czołgi. O lotnictwo się nie martwcie.

Rozglądałem się po sali, wszyscy mieli twarze napięte od emocji, a ci których podobnie jak ja, byli pierwszy raz na takiej odprawie, rozglądali się z zaciekawieniem po zgromadzonych. Z jednej strony czułem radość, a z drugiej strach. Pierwszy bój i wielka niewiadoma. Generał mówił dalej na temat tego, jak ważna to operacja. Za jego plecami, w półcieniu stał Major Pepeszczenko z NKWD. Przez cały czas nic nie mówił, tylko palił i coś zapisywał ołówkiem w notesie. Po odprawie, Unholiczenko wezwał do siebie Agriusadze coś mu gestykulował i mówił półszeptem, nie rozumiałem tej sceny. Widać, że był strasznie zdenerwowany, ale dlaczego? Przecież cały miesiąc ćwiczyliśmy, dzień w dzień. Czyżby nie wierzył w sukces? Yeremienko wyraźnie mówił, rusza cały front!

Wróciliśmy do jednostki. Jechaliśmy ZiS’em, ze mną sami dowódcy czołgów: Husarzenko, Małpicki ze Starej Russy, Kossaczuk z Kalinina, choć sam mówił, że z Tweru i Kucharszczak z Majkopa. Trząsło nami od jazdy i ze zdenerwowania. Husarzenko pytał na głos:
- A gdzie mapa z polami minowymi?
Małpicki wątpił w sens ostrzału pola przez godzinę. Ja, zupełnie zielony milczałem przez całą drogę przysłuchując się prowadzonym rozmowom. Dobrze, że przestał padać śnieg, przynajmniej więcej widać.

Byłem już prawie w czołgu gdy wybija 4:30. Ledwo wszedłem a załoga obsypała mnie pytaniami.
- I co? I gdzie? - Odpowiedziałem podniesionym głosem, chcąc ukryć zdenerwowanie, że Rżew, że cały front, ostrzał i lotnictwo, że musimy zdobyć od zachodu Biełyj, a później Wołga. Przez chwilę sam uwierzyłem w to co mówię, ale przecież nie kłamałem, tak mówił sam Yeremienko!

Silniki rozgrzane, załoga na stanowisku. Loboszczuk i Zielny palą. Wiedzą, że nie lubię jak się pali, ale to może być ich ostatni papieros, machorka zawinięta w gazetę, straszne świństwo, ale jak to im pomaga... Nic nie mówię. W skupieniu patrzę na zegarek, 5:59, za chwilę się zacznie to, na co tak długo czekałem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz