piątek, 22 marca 2013

Snajperki, cz. 15


Nad Wazuzą okopała się nasza piechota. Nie wiem kto wydał ten rozkaz, ale mimo mrozów do ledwo wykopanych rowów strzeleckich napływała woda. Strzelcy musieli stać po łydki w lodowatej błotnej brei. Całe szczęście, że jestem czołgistą. Wróciliśmy na tyły. Odwiedziłem w lazarecie Loboszczuka i Triperenkę. Mnie zabandażowano rękę. Chłopaki oberwali, ale w ciągu kilku dni będą gotowi żeby wrócić. W końcu jakaś to pociecha na gwiazdkę. 

Następnie poszedłem do warsztatu naprawczego. Tam spotkałem ogromnego Rosjanina, Tomasza Berkuckiego. Szef zakładu naprawczego, a raczej nie zakładu, tylko dwóch dużych namiotów przykrytych siatką maskującą. Berkucki w swoim kombinezonie i uszatce właśnie siedział na czołgu i zakładał łańcuchy na silnik. 
– No powoli, powoli, do góry, no. Stój! W lewo, dalej, dalej, dobrze, na dół. 

Pierwszy raz widziałem cały silnik na zewnątrz. 
- A to ty Adamie Jarosławowiczu, no co tam? - Zagadał Berkucki.
- Przyszedłem zobaczyć co z moim wozem.
- A ten, no co, koło do wymiany, drążek skrętny też. Trochę to zajmie. Teraz robię silnik Husarzenki, nie ciągnie na drugim biegu.
- A mój kiedy zrobicie? 
- Jak nic nie wyskoczy to za pięć dni. Przyjdźcie jeszcze do mnie pojutrze to pogadamy.

Swój chłop z tego Berkuckiego, fachura. Ja tam na mechanice się nie znam, ale wiem, że gdybym jeszcze chwilę postał to by mi opowiedział całą historię tego silnika od Husarzenki.

Nareszcie obiad. Dwa dni bez czegoś ciepłego a tu niespodzianka. Idę z menażką do kuchni, a obok kucharza stoi Agriusadze. 
- Czolgiści, dobrze żeście się spisali, z rozkazu Majora Unholiczenki dostaniecie dziś podwójną porcję. Kasza gryczana z boczkiem. No jedzcie wszyscy.
- Hurra! - Zakrzyknęli ludzie stojący wokół kotłów. Nie ważne czy stary czy młody, każdy tak samo głodny. Po otwarciu kotłów w powietrzu uniosła się ogromna chmura pary wodnej przesiąknięta zapachem kaszy i boczku. Zielny z Kasiarzem, dwaj moskwianie, już kombinowali skąd by tu spirytus załatwić do takiej wyżerki. Wpadli na pomysł, że w lazarecie coś się znajdzie. Kręcili się koło ale nic z tego nie wyszło. Zawrócono ich. 

- No co jest Zielny? - Zagadnął Kucharszczak. - Gdzie spirytus?
- A w dupę kopany. Ludzie Pepeszczenki pilnują jakiejś zagrody z płotem wysokim na dwa metry. Postawili to koło lazaretu i pilnują.
- Płot? - Zapytał zdziwiony Husarzenko .
- No tak, ogrodzenie jak w fortecy. - Odrzekł Kasiarz.
- Po co to budują? Może to...żeby rozstrzelać? - Łamiącym się głosem przypuszczał Bierny.
- Nie nie, to coś tajnego, skoro NKWD pilnuje. - Powiedział poważnie Kucharszczak. - Żeby rozstrzelać to byle mur, albo wał z ziemi wystarczy. To coś poważnego.
- To ja zobaczę. - Powiedział nastolatek z Noworosyjska Kirył Prezesow, szesnaście lat, postura dziecka, a poważne nazwisko. Radiotelegrafista od Husarzenki.
- Dzieciaku, siedź na dupie, po co guza szukać? - Rzekł poważnie Kucharszczak.
- Idę a co tam, najwyżej zawrócą. Tylko kaszę zjem.
- A idź w cholerę! Co by nie było, że nie mówiłem.
Dalej siedzieliśmy razem każdy kęs i przeżuwając z namaszczeniem. Ciepła kasza...

Kiedy już zbliżał się wieczór, Agriusadze zarządził zbiórkę.
Trzynaście załóg czołgów zebrało się w dwuszeregu. Oprócz nas byli jeszcze ci trzej uratowani Nutzikow, Saszow i Zandrikow. Obok Agriusadze stał Unholiczenko.
- Czołgiści! Od tygodnia na terenie naszego odcinka znajduje się obóz dla snajperów. To ten teren za lazaretem. Pod groźbą rozstrzelania nie wolno wam się tam zbliżać. Kto przejdzie ogrodzenie i zostanie złapany pod mur. Snajperzy są teraz tu niezbędni. Linia frontu się ustabilizowała i musimy nękać wroga. A teraz przywitajcie nowych kolegów, którym udało się wyrwać z kotła. - I tu wskazał na Nutzikowa, Saszowa i Zandrikowa. - Mam nadzieję, że się wszyscy najedliście. Czekamy na rozkazy. 
Głos zabrał jeszcze Agruisadze. 
- Jak mi któryś tam pójdzie, - wskazał na obóz - to przed kulą w łeb nogi z dupy powyrywam!

Gdy Agriusadze kończył swój krótki wywód, zobaczyliśmy Kiryła, który szlochał wniebogłosy.
- Puście mnie! Puście mnie! Co ja zrobiłem? - Dwóch rosłych NKWDzistów ciągnęło go w kierunku namiotu Pepeszczenki. Zauważył to Unholiczenko i Agriusadze, którzy natychmiast podeszli do nieszczęśnika. 
- Czemu ciągniecie tego zasrańca? - Rzekł Unholiczenko.
- Towarzyszu Majorze, to szpieg, zaglądał przez płot i gapił się na jednostkę snajperów. 
- Darujcie, to z ciekawości, jeszcze nigdy nie widziałem snajpera ani baby z karabinem. - Płakał Kirył.
- Baby? Baby powiedział? - Szmer przeszedł przez nasz dwuszereg.
- Baby na froncie z karabinem. - Zaśmiał się Małpicki. - Po co jej karabin? Ja takiej bym moją lufę pokazał! - Zarechotał głośno. Wszyscy w śmiech. Tylko Kiryłowi nie było do śmiechu.

Chwilę jeszcze postaliśmy. 
- No i co ja temu dzieciakowi mówiłem, no co ja mu mówiłem. - Powiedział Kucharszczak. - No wiedziałem, że z tego nic dobrego nie będzie. A tak zamiast w czołgu padnie pod murem. Ech... 
- Może Unholiczenko coś zaradzi co? - Powiedziałem. 
- No nic, zobaczymy, z Pepeszczenką łatwo nie będzie, ale swoją drogą baby snajperki to już koniec świata. - Rzekł z powagą Kucharszczak
- No może nie taki koniec, co dopiero początek. - Odpowiedział stojący dotychczas cicho Ozfanow.
Postaliśmy tak chwilę, ale że było mroźno, każdy poszedł w swoją stronę aby gdzieś złapać odrobinę ciepła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz