wtorek, 26 marca 2013

Święta '42, cz.16


Dziś Wigilia. Boże jak mi smutno. Jestem daleko od domu, nie wiem co z matką, nie wiem co z ojcem. Ostatni list od matki dostałem pod koniec października. Na froncie cisza. 22, 39 i moja 41 Armia prawie rozbite. Prawie nic nie zdziałaliśmy, a straty są ogromne. Jak to się stało?! Jedynie wieści spod Stalingradu są pomyślne. Cała niemiecka 6 Armia w okrążeniu, walczy zaciekle o każdy dom. Biedne sukinsyny, są tak samo daleko od domu jak ja. I po co się tu pchali? Ech.

Życie powoli wraca do normy. Na nowy, 1943 rok mają przyjść uzupełnienia. Nie wiemy kiedy znowu ruszymy całym frontem na Rżew. Może wcale? Nie, ta myśl jest bez sensu, Niemcy się sami nie cofną. Triperenko i Loboszuk jeszcze w bandażach, ale już mają się dobrze. 

Prezesowa przeniesiono dyscyplinarnie do karnego batalionu. Będzie w pierwszej linii szukał min własnymi stopami. Jak go zabierano z jednostki to płakał jak bóbr. Skąd mógł wiedzieć, że oddział snajperek zadomowił się na naszych tyłach i jest to tajna jednostka? Parę dni temu Zielny mówił, że jak szedł w nocy na stronę to widział jak z obozu wychodzą trzy snajperki. Wróciły później tylko dwie. 

Dzięki Bogu, a raczej komuś w sztabie, polepszyło się nasze wyżywienie. Co czwarty dzień jest mięso. Kaszy i słoniny nam nie brakuje. Jak ja bym sobie zjadł babcine zrazy wołowe, z sosem i ziemniakami. 

Agriusadze jakby złagodniał dla nas, starych frontowców. Starych, dobry żart. Ledwo dwa miesiące na froncie, a historyjek tyle co na książkę. Jak nam udało się przeżyć to piekło? Nauczyłem się od Kucharszczaka palić. Strasznie drapie w gardło i trzeba się pilnować by nikt nie widział, że robimy papierosy z machorki i Prawdy. Kucharszczak mówił, że nawet z faszystowskich ulotek robić nie wolno, bo jak znajdą to od razu sąd i kula w łeb, nikt nie uwierzy, że to bibuła. 

Yeremienko dzień w dzień chodzi na bani. Nie wiem jak to się stało, ale Unholiczenko ma co raz większy wpływ na niego. Nie ma już tak bzdurnych rozkazów jak były do niedawna. Cud. 

Małpicki z Husarzenką grają w karty przy czym nie ma ma dnia by jakiś psikus im nie wpadł do głowy. Narobić do walonek Kasiarza, mistrzostwo. Kasiarz odgrażał się, że kiedyś im też wywinie jakiś numer. W końcu poznałem Zandrikowa. Sympatyczny gość. Pogada, pośmieje się, opowie coś ciekawego. Urodzony w Smoleńsku, babka Polka. Mamy wspólne tematy, ale straszny z niego antysemita. Ciągle nabija się z Mordohajewa. Nawet wczoraj. Dali nam kaszę, ale Mordohajew miał jakiś problem z żołądkiem i nie chciał jeść. Gdy oddawał mi trochę swojej porcji, Zandrikow powiedział:
- Ty, Żyd, a ty co? Kasza ci nie smakuje?
- Bo co? - Żachnął się Mordohajew.
- A nic. Bo nos masz duży, a apetyt mały. I w śmiech.
- Nie twoja sprawa, jak myślisz, że jak jesteś ze Smoleńska a ja z Homla to co? Możesz się nabijać?
- No co, na żartach się nie znasz? - Odpalił Zandrikow.

Po tym wszystkim podszedłem do Zandrikowa i mu powiedziałem, że gdyby nie Mordohajew to by mnie tu nie było i żeby dał spokój. Ciekawe czy mu przejdzie?

Nutzikow, rosły chłop, ale coś go gryzie. Z nikim nie pogada a jak już to tylko z Saszowem. Pewnie przeżywa okrążenie i śmierć swoich. Jego ładowniczego skosiła seria jak uciekali przez Wazuzę. Podobno znali się od dziecka. Saszowa jeszcze nie poznałem. Podobno sierota. Jego rodzice zmarli z głodu w 32’ ale to tylko plotka. Pewnie Ukrainiec. 

Brak mi ojca. To już prawie dwa i pół roku bez wieści od niego. Dostał się do niewoli we wrześniu 39’, później był w Starobielsku na Ukrainie. Ostatni list z marca 40’. Oj tato ile ja bym ci teraz opowiedział. 

Powoli robi się już ciemno, z nieba pada śnieznobiały śnieg. Pruszy na kantynę, na lazaret. Na skrzynki z amunicją. Na żołnierzy w okopie. Biało wszędzie. Gdybym był teraz w domu to babcia pewnie by wnosiła grzybową w wielkiej białej wazie. Wszyscy odświętnie ubrani. Ojciec w marynarce. 

Kiedy nie ma bliskich, rodziny na święta człowiekowi jest po stokroć smutno. Tak bym chciałbyć z nimi. Trochę się poszwendałem po obozie. Cisza jak makiem zasiał. Poszedłem na skraj lasu. Żywej duszy. Spojrzałem w niebo, jest pierwsza gwiazdka. Tu, na tej rosyjskiej ziemi też są gwiazdy, a i ludzie podobni. Z oczu płyną mi łzy.

„Bóg się rodzi, moc truchleje, Pan niebiosów obnażony; Ogień krzepnie, blask ciemnieje, Ma granice nieskończony....”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz